Wpływ COVID-19 na przyszłość polskiego speedway’a

Wpływ COVID-19 na przyszłość polskiego speedway’a

W dobie pandemii coraz więcej kwestii stoi pod znakiem zapytania. Koronawirus sieje spustoszenie nie tylko wśród szkół, multipleksów i punktów gastronomicznych, ale również w eventach sportowych. Żużel nie jest tutaj wyjątkiem.

Początek okresu transferowego na sezon 2021 zbliża się coraz większymi krokami. A co za tym idzie – podpisywanie nowych kontraktów przez zawodników. Jednakże, jak na tę chwilę, nikt nie ma pojęcia, czy owe kontrakty wejdą w życie. Być może trzeba będzie rozpocząć negocjacje od nowa. Faktem jest, że jeśli na wiosnę wirus w dalszym ciągu będzie dyktować warunki, a obostrzenia nie zostaną ograniczone, PGE Ekstraliga będzie miała twardy orzech do zgryzienia.

Pandemia a zaniżanie kontraktów

Zarządy niektórych klubów już postanowiły obniżyć stawki kontraktów — niektóre nawet o 30–40 procent. Jednak zawodnicy Moje Bermudy Stal Gorzów mogą odetchnąć z ulgą. Prezes zarządu, Marek Grzyb, oświadczył, że klub nie planuje zaniżać kontraktów, czy przekładać wypłacania zadeklarowanych wcześniej kwot. Stwierdził, że taka decyzja tylko wprowadziłaby zbyt wielki chaos w stalowe szeregi.

Sytuacja finansowa

Już teraz nie wiadomo, jak będzie wyglądać sytuacja finansowa sponsorów. Podobnie ma się kwestia dozwolonej ilości karnetów i biletów, jakie będzie można przeznaczyć na sprzedaż. Bardzo możliwe, że cała ta sytuacja zachwieje też klubowymi budżetami. Może doprowadzić to do jeszcze większych trudności w i tak już niepewnym świecie polskiego żużla. Jednym z głównych problemów jest to, że trudno oszacować wpływy z imprez sportowych, ponieważ narzucane przez pandemię ograniczenia nie pozwalają na dokładne obliczenia w kwestii ilości kibiców.

Prognozy analityków

Niemniej jednak wielu zawodników i sponsorów jest pozytywnie nastawiona do kolejnych miesięcy, pomimo że biorą pod uwagę nawet te najbardziej negatywne opcje. Jednym z najczarniejszych scenariuszy jest oczywiście zerowa liczba kibiców na trybunach. W takim wypadku kluby będą też musiały dobierać takich zawodników, którzy nie są przeciwni braniu udziału w wyścigach w tak nietypowych warunkach. Jednak wielu żużlowców zapewnia, że ta niepewna sytuacja nie wpłynie na ich motywację i pogoń za dalszymi sukcesami.

Dobrą wiadomością jest prognoza analityków, mówiąca, że trybuny powinny być dostępne dla co najmniej 50 procent kibiców. Jest to dość pomyślna wizja, zważywszy na to, iż w kraju coraz częściej pojawia się informacja, że jeśli wirus będzie nadal postępował, to Polskę czeka kolejny lockdown.

Problem polega na tym, że pomimo dostępności miejsc, ludzie i tak mają obawy przed braniem udziału w wydarzeniach skupiających większe grupy osób. Dlatego, nawet jeśli Motoarena będzie dysponować tak dużą liczbą miejsc, istnieje prawdopodobieństwo, że większość z nich i tak zaświeci pustkami. Obecnie nie można w pełni ocenić, co przyniesie następnych kilka miesięcy. Przedstawiciele klubów liczą, że sytuacja stanie się znacznie bardziej klarowna w lutym lub marcu. Jak już zażegnamy zimę, jest nadzieja, że wraz z nią odejdzie intensywna fala koronawirusa.